W Warszawie, Szczecinie i w Częstochowie – Adiós maestro?

Za nami 27. kolejka Ekstraklasy. Do końca całej zabawy zostało 7 gier, ale wcale nie jest tak, że im dalej w las tym mamy więcej odpowiedzi. Ciągle nic nie wiemy. Nie wiemy kto będzie mistrzem i kto spadnie z ligi. No może za wyjątkiem ŁKS-u Łódź, bo w cuda to nawet my nie wierzymy, a więc sezon 2024/2025 w najwyższej klasie rozgrywkowej odbywał się będzie bez „Rycerzy Wiosny”.
I właśnie od tych „Rycerzy Wiosny” zaczniemy swoją opowieść z 27 serii gier popularnej „Esy”. Łodzianie wybrali się na bój do Krakowa gdzie zmierzyli się z „Pasami”. Mecz ten miał być dla gospodarzy formalnością, a osiągnięty wynik miał poprawić statystyki Jacka Zielińskiego. Nic z tego. Rycerze zaszaleli i urwali punkty gospodarzom i choć wynik 2-2 nic specjalnie łodzianom nie daje, to Cracovia po tym spektaklu może poważnie czuć się zagrożona spadkiem.

Tylko 3 punkty przewagi nad Puszczą z Niepołomic to nie jest dorobek przy którym piłkarze Cracovii mogą spokojnie zasypiać. Zwłaszcza, że już w następnej kolejce zmierzą się z bezpośrednim rywalem w walce o pozostanie w lidze. Nie jest to już problem Jacka Zielińskiego, który po remisie z ŁKS-em pożegnał się z posadą trenera Cracovii. Na ławce „Pasów” zasiadał 161 razy w dwóch podejściach. W tym pierwszym prowadził zespół w 81 występach, za drugim razem w 80 grach. Zdobył oszałamiającą średnią punktów – 1,38.
Po meczu z ŁKS-em kibice Cracovii przywoływali na rozmowę trenera Zielińskiego, ale ten ani myślał się im tłumaczyć. Udał się do szatni, a za chwilę już nie był trenerem klubu, który wydaje się być w naszych realiach piłkarskich dobrze poukładanym. Najbliższe dni dadzą odpowiedź czy rzeczywiście trener Zieliński nie potrafił wykorzystać potencjału, który miał w szatni, czy realne możliwości drużyny z ul. Kałuży zostały zbyt mocno szacowane ponad realne możliwości tych grajków.
I Rycerz i Lajkonik – zeszli z murawy smutni.

W Radomiu padł Raków. Porażka z Radomiakiem przepełniła w Częstochowie czarę goryczy, a właściciel Rakowa zapowiedział w najbliższym czasie zmiany jakie nastąpią w klubie. Ta najważniejsza dotyczyć będzie oczywiście gorącego trenerskiego krzesła. Z listy nazwisk ewentualnych następców Szwargi wykreślił się Goncalo Feio, który objął ster w warszawskiej Legii. Lista, którą w ręce ma właściciel Rakowa nadal wygląda imponująco, bo są na niej Marek Papszun, Aleksiej Szpilewski, Bartosch Gaul, Dawid Szluczek, a nawet Jerzy Brzęczek i Maciej Skorża.
Raków po tej porażce traci już do lidera z Białegostoku 7 punktów. Radomiak po tym zwycięstwie może spać spokojnie, bo w tym sezonie nie walczy już o nic. Nie grozi mu spadek, ani europejskie puchary. Liga dla nich może się skończyć już nawet teraz.

W Częstochowie kibice wierzą nadal jeszcze we wszystko co najlepsze. Do końca 7 pojedynków, a w tych rozgrywkach przecież każdy może wygrać z każdym. Do podniesienia z murawy jest jeszcze 21 punktów.
W Kielcach jedynego gola w meczu ze Stalą Mielec zdobył Kwiecień i to Złocisto-Krwiści mogli się cieszyć z kompletu punktów, ale radość zbyt długo trwać nie może, bo w oczy popularnych „Scyzoryków” poważnie zagląda widmo spadku. Tylko punkt przewagi nad Puszczą to dorobek, który dumą nie napawa.

Korona przerwała serię siedmiu spotkań bez zwycięstwa, a trener Kuzera na chwilę odsunął znad swojej głowy czarne chmury. Mecz ze Stalą pokazał gospodarzom również coś jeszcze. Do gry na poziomie ekstraklasy kompletnie nie nadaje się Danny Trejo, który w styczniu dołączył do ekipy z Kielc prosto z Phoenix. Zawodnik na boisku pojawił się w 61.minucie i zachowywał się tak jakby to był jego pierwszy mecz w życiu.
Stal podobnie jak Radomiak – nie gra już w tym sezonie o nic.
W samym sercu Łodzi zagrał Piast, który nie ma ostatnio dobrych dni. W meczu tym zwyciężył Widzew, który wygrał czwarty mecz z rzędu u siebie i tym samym dołączył do Radomiaka i Stali. RTS nie gra już w tym sezonie o nic. Ani spadek, ani europejskie puchary im nie grożą. Oczywiście matematycznie wszystko jest możliwe, ale nie od dzisiaj patrzymy na piłkę przecież.
Gol Pawłowskiego z rzutu karnego pogrążył podopiecznych Aleksandara Vukovića, którzy mocno muszą się oglądać za siebie, bo bezpieczna przewaga nad czerwonym peletonem stopniała do 3 punktów. Piast przegrał wszystkie spotkania wyjazdowe w tej rundzie, a mecz z Widzewem był dla Vukovića trzynastą porażką w roli trenera ekipy z Gliwic. Nie chcemy krakać, ale dla krewkiego Serba może się to skończyć lada dzień.

Wrocław zawsze poddaje się ostatni – śpiewał niegdyś Kazik Staszewski i tak rzeczywiście jest. Śląsk nie zachwyca w tej rundzie, a mimo to ciągle liczy się w walce o tytuł.WKS wydarł Warcie punkty z gardła, zapewniając sobie komplet oczek w doliczonym czasie gry. Mecz z poznaniakami, uwypuklił to co rzucało się w oczy coraz częściej. Ofensywa Śląska – Hiszpanami stoi. Jeśli słabszy dzień ma Nahuel Leiva i Erik Exposito to nie ma szans żeby zespół strzelał i wygrywał.

Hiszpanie dzień mieli dobry, Śląsk dzięki temu dopisał 3 punkty, a jego strata do Jagi wynosi tylko 2 oczka. Warta musi rzucać okiem w tył, bo za chwilę może się skończyć tak, że za sobą będzie mieć tylko ŁKS i Ruch i pożegna się z ligą. Dla Ekstraklasy w sumie byłoby to z korzyścią. Warta nie gra na swoim stadionie, a jej mecze w Grodzisku Wielkopolskim ogląda „garstka” ludzi.
Bardzo ważny mecz tej kolejki odbył się w Chorzowie. Tam niesiony dopingiem Niebieski Ruch nie dał rady Puszczy Niepołomice. Nie chcemy tego napisać, ale chyba brak zwycięstwa w tym spotkaniu będzie miał poważne konsekwencje dla 14-krotnych Mistrzów Polski. Sezon 2024/25 może odbyć się bez Ruchu w elicie, a to dla naszej piłki wielka strata.

Uczciwie przyznać trzeba, że trener Janusz Niedźwiedź odmienił grę Niebieskich. Ruch walczy, biega, stara się, ale bez zwycięstw ligi nie uratuje. Trzeba punktować, a tego brakuje. Strata 7 punktów przy takich wynikach wydaje się mission impossible.
Najważniejszy mecz tej kolejki odbył się w Warszawie gdzie Legia podejmowała Jagiellonię Białystok. Kibice ze stolicy przed spotkaniem powtarzali sobie jedno zdanie: jeśli Legia wygra, to do lidera tracić będzie tylko cztery punkty i w grze o tytuł wciąż wszystko możliwe.
Legia nie wygrała, a sprawa tytułu została praktycznie rozstrzygnięta. Tzn. oczywiście nie wiemy, kto wygra całą ligę, ale chyba wiemy, że nie będzie to Legia, która w meczu z „Jagą” grała dobrze, a jej blok defensywny spisywał się bez zarzutu. Wszystko jednak do czasu, bo kiedy boisko opuścił Radovan Pankov to temat dobrej gry bloku obronnego posypał się jak domek z kart. Lukę wykorzystał Jesus Imaz i dał Jagiellonii – punkt, który być może będzie punktem na wagę tytułu mistrzowskiego.

Warto również odnotować, że w barwach gości cały mecz rozegrał Bartłomiej Wdowik. Wychowanek Olkuskiego Klubu Sportowego Słowik spisał się bez zarzutu.
Nie tak ciekawie jak w Warszawie, ale też ciekawie było w Poznaniu. Tam Lech w składzie z bukowianinem Alanem Czerwińskim walczył o to aby pozostać w wyścigu o tytuł najlepszej drużyny w kraju.
Lech w meczu z Pogonią nie grał porywająco, bo to przyjezdni nadawali ton wydarzeniom na murawie, ale co z tego? W piłce nie zawsze wyrywa lepszy i tak tego dnia było przy Bułgarskiej. Kolejorz po bramce Ishaka zszedł z placu zwycięski. Czerwiński rozegrał dobre 75 minut, a w jego miejsce wszedł Perreira. Dwie minuty później Salamon asystował, Ishak strzelał i Lech wskoczył na pudło. Do „Jagi” ma tylko i aż – 4 punkty straty.

Mecz w Poznaniu obejrzało z trybun ponad 34 tysiące kibiców, a Pogoń tą porażką wymazała się z zabawy walki o mistrza kraju.
Ostatnim meczem w tej serii gier było starcie Zagłębia z Górnikiem Zabrze. Podopieczni trenera Jana Urbana potwierdzili dobrą dyspozycję, a ostatnia porażka z Legią Warszawa była tylko wypadkiem przy pracy. Górnik bez Lukasa Podolskiego podniósł z lubińskiej murawy ważne 3 punkty. Gol Czyża i Krawczyka, wobec jednego trafienia Kurminowskiego – sprawiły, że zabrzanie choć nie grają już o nic, to ciągle gdzieś tam czują zapach europejskich pucharów.