Ze wszystkich historii, które jeszcze się nie wydarzyły, ta wydarzyła się naprawdę

Klątwa, czary, fatum, przekleństwo – takie słowa rozbijają się w głowie, gdy myślimy o Wiśle Kraków. 13-krotny Mistrz Polski, klub niezwykle zasłużony dla całej polskiej piłki – w ostatnim czasie przyciąga wszystko co złe i niewiarygodne. Był Vanna Ly i Mats Hartling, był spadek z ligi, są kompromitujące sezony na zapleczu ekstraklasy, sztuczne Kasie i inne cuda na kiju. Teraz zdarzyło się także to!

Przeszłości nie rozdrapujemy. Leżącego nie wolno kopać i nie taki jest zamiar tego tekstu. Nie od dzisiaj wiadomo, że Wisła od lat jest w trudnej sytuacji finansowej. Każdy dzień dla niej to walka o przetrwanie. Trzymana przy życiu przez kibiców i ludzi dobrej woli – trwa. Nie upadła. Jest. To ważne. Nie ma jednak na tyle mocy, żeby wrócić tam gdzie jej miejsce. Goniona po mniejszych i większych miejscowościach, obijana przez mniejsze kluby, tylko czasem zagra jak za dawnych lat. Finalnie nie daje to jednak nic. Złość, bezradność, obojętność.

Kres piłkarskiej degrengoladzie miał położyć nowy inwestor. Mowa o Thomas Kokosińskim, który za wielką wodą prowadzi firmę inżynieryjną. Amerykanin polskiego pochodzenia kilka razy spotkał się już z Królewskim i Błaszczykowskim. Bywał też już na meczach Wisły.

Staraliśmy się bardzo mocno, żeby zainteresować Wisłą Kraków wielu inwestorów. Daliśmy sobie z Thomasem trzy miesiące, by ustalić jak ta współpraca mogłaby wyglądać. W tej rundzie było bardzo dużo rzeczy, które musieliśmy jednak zrealizować. Jest pomysł, żeby dołączył do akcjonariatu, po prostu obejmując akcje w zamian za inwestycję. Oczywiście będzie to mniejszościowa na razie inwestycja, ale myślę, że na tyle pokaźna, że pomoże w utrzymaniu budżetu i nie zatrzymamy się na tym

Jarosław Królewski

Przyszły inwestor przybył do Krakowa i w najbliższych dniach miał dołączyć do udziałowców Wisły Kraków, a na konto klubu przelać kwotę 5 milionów dolarów. Nic jednak z tego raczej się nie zadzieje.

Kokosiński w jednej z krakowskich restauracji konsumował tak niefortunnie, że wylądował w szpitalu w bardzo ciężkim stanie. Jak podaje Mateusz Miga z TVP Sport – przyszły (niedoszły) udziałowiec Wisły, zadławił się pierożkiem. Informacje te podają już praktycznie wszystkie media. Kokosiński walczy o życie (niedotlenienie mózgu).

To się wydarzyło i choć brzmi jak science fiction – to się WYDARZYŁO. Klątwa, czary, fatum, przekleństwo – zwał jak zwał. Nie do wiary, a jednak.

W Niemczech klątwę zdjął HSV. Ta nie odeszła w nicość i z podwójną mocą uderzyła w Wisłę. Światełka w tunelu nie widać.

Z Piłką w Sercu (ST)