
Superpuchar Polski, czyli mecz za karę o talerz
Superpuchar Polski to w teorii prestiżowe starcie mistrza kraju ze zdobywcą Pucharu Polski. W praktyce – to coś w rodzaju dodatkowej i nieobowiązkowej fizyki po lekcjach. Nikt nie chce na nią iść, ale jakoś wypada.
Co roku historia się powtarza: terminarze nie pasują, kluby marudzą i twierdzą, że są zmęczone, a kibice tylko wzruszają ramionami i kręcą głowami. Piłkarze i trenerzy najchętniej wzięliby L4 albo wysłali rezerwy, a PZPN udaje, że wszystko jest ok.
Dziś w Poznaniu Lech zmierzy się z Legią w finale, który — jeśli chcemy być szczerzy — bardziej przypomina obowiązkowy sprawdzian ze znienawidzonego przedmiotu niż decydujące i prestiżowe starcie o puchar. W Legii już mruczą pod nosem, że są zmęczeni (rozegrali jeden mecz z Aktobe), a zaraz czeka ich długa podróż do Kazachstanu. Lech w tym sezonie jeszcze nie zagrał, a już zmaga się z kontuzjami.
Trofeum, którego nikt nie chce
Spójrzmy prawdzie w oczy: Superpuchar nigdy nie miał rangi. To nie jest Liga Mistrzów, gdzie gra się o historię i wielkie pieniądze. To nawet nie jest Puchar Polski, gdzie kluby z niższych lig mogą przeżyć przygodę życia. Grasz o puchar, który nikomu nie jest potrzebny. Ani trenerom, którzy wolą spokojnie przepracować okres przygotowawczy. Ani zawodnikom, którzy bardziej boją się kontuzji niż przegranej, choć Joel Pereira zapewnia, że na pewno będzie walczył. Nie potrzebne to jest też kibicom, dla których to starcie ma mniej emocji niż sparing, a jeszcze zakłóca wakacje.

Zresztą sama federacja zachowuje się tak, jakby organizowała ten mecz z obowiązku, a nie z pasji. Wybór stadionu? Kto akurat pod ręką. Termin? Jakiś się znajdzie – jeśli nie latem, to zimą. A jak nie zimą, to może za rok.
Kronika absurdów
Polska piłka zna zresztą długą listę superpucharowych absurdów. Był mecz ligowy, który w ostatniej chwili przemianowano na mecz o trofeum, bo akurat spotykały się odpowiednie drużyny. Były edycje, które odwoływano w ostatniej chwili – raz z powodu kibiców, innym razem dlatego, że żaden z finalistów nie miał ochoty w nim wystąpić. Były też przypadki, gdy gospodarzem był zespół, który formalnie nie miał prawa nim być. Wszystko to tworzy wrażenie, że Superpuchar to bardziej kpina niż poważne wydarzenie sportowe.
Farsa czy tradycja?
Każda kolejna edycja podtrzymuje tę specyficzną tradycję. Tradycję organizacyjnego chaosu, braku zainteresowania i meczu, który wszyscy chcieliby po prostu „odbębnić”. A przecież to mogłoby wyglądać inaczej.

Lech i Legia mierzyły się w Superpucharze tylko raz – w 1990 roku w Bydgoszczy. Kolejorz wygrał wtedy 3:1, a bramki zdobywali Pachelski, Gębura i Moskal. Dla Legii trafił Świetlik. Ciekawostką tamtego starcia było to, że… odbyło się ono w środku sezonu, a nie przed jego rozpoczęciem, jak nakazywałby zdrowy rozsądek i późniejsza tradycja.
Można więc śmiało powiedzieć, że Superpuchar Polski to mecz, który odbywa się tylko dlatego, że „tak wypada”. I tak dzisiaj właśnie wypada. A już zupełnie absurdalne jest to, że na końcu zwycięzca unosi nad głową… Super Talerz – płaski, błyszczący, taki w sam raz do powieszenia na ścianie w kuchni.
Z Piłką w Sercu (ST)
***
13.07.2025r. Poznań, godzina 18:00
Lech Poznań – Legia Warszawa
Sędzia główny: Łukasz Kuźma z Białegostoku
Transmisja: od 17:05 w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV i HbbTV
Komentują: Mateusz Borek i Grzegorz Mielcarski
Prowadzący studio: Kacper Tomczyk





Dodaj swój pierwszy komentarz do tego posta